Hanna Dobrowolska: Europejski Obszar Edukacji? A kysz!

Od wielu lat obserwujemy stopniowe dostosowywanie polskiej oświaty do systemu edukacji Unii Europejskiej. Bezpośrednim celem jest dążenie do włączenia polskiej szkoły w Europejski Obszar Edukacji, a tym samym rezygnacja z suwerenności polskiej oświaty na rzecz systemu regulowanego z poziomu centrali w Brukseli. Ma się to stać już w roku 2026.

Wspólna podstawa programowa, wspólne cele i hasła (nie wiedzieć czemu zwane europejskimi wartościami), jak troska o planetę, tolerancja, równość, inkluzja, edukacja zdrowotna z prawem aborcyjnym i przyzwoleniem na seks z nieletnimi oraz jednolity system kształcenia nauczycieli – to obraz „harmonijnej współpracy” w ramach Europejskiego Obszaru Edukacji.

Do tego projektu przybliżamy się w istocie już od reformy ministra Mirosława Handkego z roku 1999. Od samego początku – oprócz zmian w organizacji pracy szkoły, wprowadzenia testów czy zmian egzaminów maturalnych – służyły temu także narzędzia powiązane z edukacją włączająca, czyli inkluzją. Opublikowany w roku 2020 dokument ministerstwa edukacji narodowej Edukacja dla wszystkich zawiera jasną wykładnię celu „włączania”, do którego należy zmiana funkcji placówek specjalnych, czyli ich stopniowe wygaszanie, by włączyć wszystkich uczniów (to znaczy z każdym typem niepełnosprawności, nieprzystosowanych, a także migrantów) do systemu edukacji ogólnodostępnej, czyli do placówek rejonowych.

Relatywizacja procesu uczenia znajduje swoje apogeum w postaci projektowania uniwersalnego, czyli płynności podstaw programowych, które mają być dostosowywane do każdego indywidualnie i możliwe do zrealizowania przez każdego „włączonego” w proces edukacji ucznia, nawet najsłabszego.

Inkluzja skutkuje propozycjami w stylu ETR – easy to read – czyli tekstów łatwych do czytania, będących uproszczonymi streszczeniami pisanymi na podstawie tekstów literackich (poezji i prozy). Te słowne karykatury pseudoliterackie, gorsze od bryków, mają zastąpić lektury, aby uczniowie nieradzący sobie z czytaniem i rozumieniem mieli poczucie uczestnictwa w lekcji, czyli poczucie iluzji inkluzji. Da się to osiągnąć tylko kosztem radykalnego obniżenia poziomu nauczania wszystkich uczniów w klasie.

Innym promowanym obecnie narzędziem inkluzji jest diagnoza funkcjonalna – znana z orzecznictwa, a obecnie implementowana do szkolnictwa powszechnego jako ocenianie diagnozujące, pojmowane jako proces, któremu poddany zostaje uczeń oraz jego rodzina i otoczenie. Nietrudno zauważyć, że takie ocenianie przybiera postać inwigilacji. Kolejna propozycja to (według twórców, motywujące i przyjazne) ocenianie kształtujące, które ma stopniowo zastępować oceny w skali. Tradycyjny system oceniania – obiektywny i z odniesieniem do wymagań programu nauczania – określa się coraz częściej jako skrajnie stygmatyzujący, bo skupiający się na porażkach ucznia.

 

Zgniły owoc inkluzji

Obecne szkolenia nauczycieli oraz kadry kierowniczej placówek oświatowych prowadzi się głównie w kierunku zogniskowanym wokół inkluzji, z zaniedbywaniem doskonalenia przedmiotowego oraz metodyki nauczania przedmiotów. Polityka oświatowa państwa zakłada bowiem radykalne ograniczenie zainteresowania resortu edukacji krzewieniem wiedzy i podnoszeniem poziomu kształcenia na rzecz edukacji „prozdrowotnej” i „włączającej” oraz wspierania „dobrostanu” dzieci i młodzieży, a także rozwijania umiejętności cyfrowych i zawodowych oraz pracy z uczniem z doświadczeniem migracyjnym.

W efekcie placówki podległe ministerstwu edukacji zmieniają swój charakter na rodzaj świetlic opiekuńczo-terapeutycznych, w których krzewienie wiedzy jest kwestią drugorzędną, a króluje „dobrostan” ucznia i „włączanie” każdego, niezależnie od realistycznej oceny jego możliwości oraz możliwych skutków owego bezkrytycznego „włączania”.

Wskutek takich działań zamiast wykształconego absolwenta polskie szkoły już zaczyna opuszczać słabo wykształcony „unijczyk” bez tożsamości narodowej, bez umiejętności samodzielnego myślenia, pozbawiony wyższych ambicji, za to wyposażony w zlepek kompetencji miękkich i cyfrowych, ponadto uzależniony od wsparcia i terapii, a do tego mobilny, czyli płynnie przemieszczający się na każde zawołanie pracodawcy.

Co zaś najgorsze, uczeń jest postrzegany jako potencjalny produkt systemu, sprofilowany według przyjętych odgórnie założeń. Ma on być – i tak go widzą twórcy „profilu absolwenta” skonstruowanego w Instytucie Badań Edukacyjnych na zlecenie MEN jako podstawa dalszych głębokich zmian w oświacie – trybikiem w zunifikowanej masie. Składnikiem sterowalnej siły roboczej, poddanej potrzebom unijnego rynku pracy, nie zaś indywidualną osobą o dobrym wykształceniu i wychowaniu, decydującą o sobie w imię wyznawanych wartości i świadomą swoich wyborów w życiu dorosłym.

Ostatecznym zaś wykonawcą tego projektu, który w rzeczywistości jest zamachem na polską szkołę, wykonywanym polskimi rękoma przez funkcjonariuszy globalnego systemu, ma być polski nauczyciel.

 

Ręce precz!

Ku temu zmierza polska szkoła pod lewicowym nadzorem resortu edukacji. Dlatego właśnie tylko radykalne i jednoznaczne odrzucenie propozycji płynących z gmachu w alei Szucha jest jedynym słusznym wyborem zarówno nauczycieli, jak i rodziców. Odrzucenie aż po możliwość zastosowania obywatelskiego nieposłuszeństwa w postaci odmowy posyłania dzieci do szkół w razie wdrożenia obowiązkowej edukacji seksualnej (pod płaszczykiem edukacji zdrowotnej) do polskich podstaw programowych.

To realizacja praw rodzicielskich wynikających z Konstytucji Rzeczypospolitej, z zapisów Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka oraz z zasady pomocniczości, jaką za obowiązującą wciąż uznaje Unia Europejska. To oręż rodziców świadomych swoich praw i wiedzy na temat własnego pierwszeństwa wychowawczego. To zachęta do solidarności z nimi świadomych nauczycieli oddanych uczniom, a nie systemowi ideologicznej opresji.

Wszystkim resortowym funkcjonariuszom i wykonawcom unijnych projektów odbierających autonomię polskiej szkole my – rodzice i nauczyciele – odpowiadamy Mickiewiczowską frazą (której notabene już wkrótce żaden uczeń „edukowany” wedle standardów „inkluzywno-zdrowotnych” nie będzie znał):

A kto prośby nie posłucha – w imię Ojca, Syna, Ducha – czy widzisz pański krzyż? Zostawże nas w pokoju! A kysz, a kysz!

 

Hanna Dobrowolska – polonistka, autorka podręczników, dziennikarka i publicystka. Ekspert oświatowy. Współzałożycielka Ruchu Ochrony Szkoły.

 

 

Zarządzaj zgodami plików cookie

Informujemy, że niniejsza strona internetowa wykorzystuje pliki „cookies”. Szczegółowe informacje na temat gromadzonych plików „cookies” znajdują się w Polityce prywatności. Użytkownik poprzez kliknięcie przycisku „Akceptuję” wyraża zgodę na przetwarzanie plików „cookies”. Użytkownik może zmienić opcje przetwarzania plików „cookies” poprzez kliknięcie przycisku „Ustawienia”, a następnie wybór plików „cookies”, na które wyraża zgodę. W przypadku klieknięcia przez użytkownika przycisku "Odmawiam" przetwarzaniu będą podlegać jedynie konieczne pliki "cookies".