o. Jan Strumiłowski OCist: Między antypapizmem a papolatrią

Dawno nie mieliśmy pontyfikatu, który wzbudzałby tak skrajne emocje – od nadmiernego uwielbienia, aż po, niestety, pogardę. Niezależnie od źródeł, powodów i uzasadnień tych krańcowych emocji, trzeba jasno stwierdzić, że szkodzą one Kościołowi i samemu papiestwu. Rodzą po prostu zamieszanie w kwestii rozumienia tego dostojnego urzędu.

Czym właściwie jest papiestwo? Patrząc na historię, dostrzeżemy, że już w starożytności biskupi czcigodnego Kościoła w Rzymie cieszyli się szczególnym uznaniem. Jednak w średniowieczu ranga papiestwa została doprowadzona do pewnego ekstremu. Żeby dać tego obraz posłużmy się telegraficznym skrótem niektórych wypowiedzi papieży o papiestwie.

Zatem papież Mikołaj I w jednym ze swoich listów stwierdził, że jak Bóg na niebie, tak papież na ziemi jest jedynym władcą wszystkich ludzi. Papież Innocenty III uważał, że następca Piotra jest wikariuszem Chrystusa; został ustanowiony jako pośrednik między Bogiem a człowiekiem i stoi poniżej Boga, ale ponad człowiekiem, jest mniejszy od Boga, ale większy niż człowiek. Papież Bonifacy VIII w bulli Unam Sanctam stwierdził, że dla osiągnięcia zbawienia konieczne jest dla każdego stworzenia ludzkiego poddanie się biskupowi rzymskiemu. To oczywiście tylko niektóre stwierdzenia – przytoczone nie ze względu na ich wyjątkową skrajność, ale ze względu na fakt, że są poświadczone dokumentami. Anegdotyczne przykłady „samoświadomości” papieży są daleko bardziej ekstremalne.

W wieku XX takie wyniesienie papiestwa zaczęło polaryzować wierzących, rodząc stwierdzenia, że to wynik przesady i nadużycia. Że tego typu wyniesienie papieża godzi w równość wszystkich wierzących. Krytycy supremacji papieskiej z rozczuleniem więc przypatrywali się aktowi porzucenia tiary przez Pawła VI. Dzisiaj zaś z rozczuleniem patrzą na papieża Franciszka, który często jawi się ich oczom jako nadzwyczaj skromny.

 

Urząd a osoba

Sprzeciw i kwestionowanie godności papieskiej w dużej mierze wiąże się z nieumiejętnością rozróżnienia między urzędem a osobą piastującą urząd. Niestety, każdy człowiek słaby, jeśli powierzyć mu tak wzniosły urząd, zagarnie chwałę urzędu dla wyniesienia własnego ja. Tylko mędrzec i pokorny mąż Boży będzie wiedział, że chlubienie się tak dostojnym urzędem niesie zgubę dla piastującego go i że nade wszystko należy starać się taki urząd udźwignąć zgodnie z wolą Bożą. Jeśli więc prawidłowo zrozumiemy godność urzędu, to nie powinny nas gorszyć nawet wyżej wymienione poglądy. Jeśli jej nie rozumiemy, to niestety wylejemy dziecko z kąpielą – dla poskromienia pychy niegodnych pyszałków umniejszymy sam urząd, którego źródłem jest Chrystus, a celem obrona Jego Oblubienicy.

Kiedy jednak przyjrzymy się źródłom pogardy wobec papieża, to zauważymy, że przecież nie są nimi średniowieczne tezy na temat tego wzniosłego urzędu. Paradoksalnie, to liberałowie – zwolennicy walki z klerykalizmem, którzy kwestionują średniowieczne tezy – przydają każdej papieskiej, nawet prywatnej wypowiedzi rangę ostatecznego dogmatu obowiązującego pod karą najcięższej „ekskomuniki”. Oczywiście można się domyślać, że to dlatego, iż papież również walczy z klerykalizmem. Dla walczących z rzekomo zbyt wygórowaną władzą hierarchii sprzymierzeńcem może być więc sama hierarchia, o ile podważa ona swoją hierarchiczność. I paradoksalnie taki sojusz budzi postawę papolatrii.

Niestety jednak taka postawa nie przysłuży się samemu papiestwu, a względem rozumienia Kościoła jest wręcz zabójcza. Jeśli bowiem w imię rzekomego szacunku dla papieża wynosi się go ponad Kościół i sugeruje, jakoby papież miał dowolne prawo zmiany wszystkiego, niechybnie uderza to w konstytucję Kościoła. I dla jasności – dogmaty o nieomylności i prymacie biskupa Rzymu wcale nie dają papieżowi takiej władzy i pozycji. Należy także w całej sytuacji odróżnić słuszny szacunek i posłuszeństwo wobec najwyższego sługi Kościoła i pasterza Ludu Bożego od wynoszenia papieża ponad Oblubienicę Chrystusa.

Nie mniej zgubna jest także postawa pogardy. Wynika ona także z niezrozumienia różnicy między urzędem a osobą – tym razem przez zwolenników Tradycji.

Oczywiście każdy pogardzający papieżem będzie uzasadniał, że to przez same działania papieża. Że gdyby papież był wierny Kościołowi, oni byliby wierni papieżowi. I nie da się odmówić takiej tezie pewnej słuszności. Jednakże nawet jeśli w sumieniu mamy moralną pewność, że papież nie strzeże Tradycji i dąży do deformacji tej pięknej Oblubienicy Chrystusowej, jaką jest Kościół, lub że stawia się ponad Kościołem, to o ile dozwolona jest nam pod pewnymi względami krytyka (ba, czasami nawet jest ona konieczna), to jednak nigdy nie wolno nam gardzić papieżem. Pogarda nawet wobec osoby w naszym mniemaniu niedorastającej do urzędu ostatecznie szkodzi samemu urzędowi kościelnemu i samemu Kościołowi.

 

Ojciec a ojcostwo

To tak, jakby ktoś ze względu na fakt, że widział ojca rodziny nadużywającego swojego autorytetu i władzy, wzgardził samym ojcostwem. Nawet jeśli nie ma w nim zamiaru pogardy samego ojcostwa, lecz gardzi tylko tym jednym niegodnym ojcem, to jednak stwarza klimat pogardy dla ojcostwa jako takiego. Niestety, struktura Kościoła jest tak bardzo organiczna, że urzędu i osoby (pomimo faktycznego rozróżnienia) nie da się radykalnie oddzielić. Zresztą, właśnie wykorzystywanie takich precedensów znamionuje logikę ducha tego świata. Skoro w rodzinach zdarzają się nadużycia, to należy ograniczyć i poddać kontroli władzę rodzicielską jako taką. Skutkiem oczywiście jest nieszczęście większe od samej przyczyny.

Co zatem robić? Uderzyć w ojca, gdy działa on na szkodę rodziny, czy – wręcz przeciwnie – udawać niewidomego i stać na stanowisku niekwestionowania władzy rodzicielskiej? Oczywiście nie wolno zaklinać rzeczywistości i usprawiedliwiać tego, co błędne, wprowadzając innych w błąd. Nie wolno jednak także pogardzać. Właściwą postawą jest postawa dojrzałego zatroskania. Dojrzałość zaś polega tu na tym, że kiedy ojciec zaczyna błądzić, winniśmy się martwić przede wszystkim o konkretnych domowników i o samego ojca.

A podejmując jakiekolwiek działanie, aby uzdrowić sytuację, oprócz synowskiej postawy miłości winniśmy także pamiętać, iż zawsze jeszcze istnieje taka ewentualność (chociaż czasami może się ona wydawać naprawdę nikła), że to my się mylimy – i taką wątpliwość na dnie duszy winni mieć zarówno ci po jednej, jak i ci po drugiej stronie. Wątpliwości bowiem nie wolno nam żywić jedynie co do artykułów wiary – a nie co do konkretnych ludzi.

 

Jan Strumiłowski OCist – mnich cysterski w opactwie w Jędrzejowie, doktor habilitowany nauk teologicznych.

 

 

Zarządzaj zgodami plików cookie

Informujemy, że niniejsza strona internetowa wykorzystuje pliki „cookies”. Szczegółowe informacje na temat gromadzonych plików „cookies” znajdują się w Polityce prywatności. Użytkownik poprzez kliknięcie przycisku „Akceptuję” wyraża zgodę na przetwarzanie plików „cookies”. Użytkownik może zmienić opcje przetwarzania plików „cookies” poprzez kliknięcie przycisku „Ustawienia”, a następnie wybór plików „cookies”, na które wyraża zgodę. W przypadku klieknięcia przez użytkownika przycisku "Odmawiam" przetwarzaniu będą podlegać jedynie konieczne pliki "cookies".