Tomasz Cukiernik: (Nie)suwerenność Polski

Według Słownika języka polskiego niepodległość to niezależność państwa lub narodu od innych państw w sprawach wewnętrznych i zewnętrznych. Z kolei suwerenność to niezależność władzy państwowej w stosunkach z innymi państwami i organizacjami międzynarodowymi. Biorąc pod uwagę te definicje, Polska nie jest niepodległa, a polskie władze nie są suwerenne.

Nikt nie ma odwagi powiedzieć Polakom, że państwa polskiego nie ma. To Unia Europejska jest państwem. Ma wszystkie atrybuty państwa: ludność, terytorium, granice, władze, osobowość prawną, nadaje obywatelstwo, prowadzi własną politykę zagraniczną, finansową, monetarną (EBC i euro), rolną i w dużej mierze gospodarczą. Posiada też symbole: flagę oraz hymn. A jak wiadomo, żadna część państwa nie może być innym państwem. To oznacza, że Polska (podobnie jak inne kraje członkowskie) jest czymś na kształt unijnego województwa, prowincji, landu – można to nazwać dowolnie – a jej premier jest zwykłym wojewodą.

Jednak zasadniczą kwestią jest prawo. Z jednej strony unijne rozporządzenia są bezpośrednio stosowanie w krajach UE, natomiast wszystkie unijne dyrektywy muszą być implementowane do systemów prawnych krajów członkowskich. Z drugiej strony krajowe ustawy nie mogą być sprzeczne z prawem unijnym. W przeciwnym razie w pierwszej kolejności grożą naciski polityczne Komisji Europejskiej, a w dalszej – kary finansowe ze strony Trybunału Sprawiedliwości UE.

Na przykład w związku z konfliktem o sądy Polska już zapłaciła około 560 milionów euro, a za niezamknięcie kompleksu energetycznego w Turowie – około 70 milionów euro (kwoty te zostały potrącone z wypłacanych dotacji unijnych). TSUE nałożył też na Polskę karę za niewdrożenie dyrektywy o ochronie sygnalistów w wysokości 7 milionów euro plus 40 tysięcy euro dziennie do czasu jej implementacji. Nie na tym polega suwerenność. Większą niezależność mają amerykańskie stany. Na przykład w mniejszości stanów obowiązuje system handlu emisjami CO2, a ESG w kilkunastu stanach jest nawet zakazany. Na terenie całej UE i jedno, i drugie jest obowiązkowe.

Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, stwierdziła wprost, że prawo unijne ma prymat w stosunku do prawa krajowego, w tym także do przepisów konstytucyjnych, dodając groźnie, iż wszystkie państwa członkowskie to zaakceptowały. Użyjemy wszystkich mocy traktatowych, aby to zapewnić. W artykule 8.1 polskiej konstytucji czytamy co prawda, że konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej, ale artykuł 9 mówi wyraźnie, że Rzeczpospolita Polska przestrzega wiążącego ją prawa międzynarodowego.

W 2023 roku Sąd Najwyższy stanął na stanowisku, że w razie stwierdzenia sprzeczności między przepisem prawa krajowego a przepisem prawa UE, rolą sądu krajowego jest w pierwszej kolejności podjęcie próby prounijnej wykładni przepisu prawa krajowego. (…) Jeśli natomiast sąd krajowy nie może zinterpretować przepisu prawa krajowego w sposób zgodny z prawem UE (…) należy rozważyć kwestię odmowy zastosowania przepisu prawa krajowego. Z kolei profesor Akademii Leona Koźmińskiego Jerzy Kranz, były dyrektor departamentu prawnego i były podsekretarz stanu w MSZ, stwierdził jednoznacznie, iż nadrzędność konstytucji jest zasadą prawa krajowego – i tylko tego prawa (na przykład w odniesieniu do ustaw lub rozporządzeń). W relacjach międzynarodowych i w prawie międzynarodowym taka zasada nie istnieje i nie obowiązuje – nie są tego w stanie zmienić krajowe parlamenty lub sądy konstytucyjne. Państwa ani ich konstytucje nie mają władzy nadrzędnej nad innymi państwami lub organizacjami międzynarodowymi.

 

Status kolonii

Z tego wszystkiego wynika jasno, że Polska nie jest państwem niepodległym i suwerennym. Teoretycznie może co prawda – zgodnie z traktatem lizbońskim – podjąć decyzję o opuszczaniu Unii Europejskiej, ale w praktyce bardzo wątpliwe, by Bruksela (czytaj: Berlin) się temu grzecznie przyglądała. Należy raczej podejrzewać, że Niemcy zrobiłyby wszystko, by za wszelką cenę utrzymać kolonialny status swojej największej kolonii.

Polska nie jest państwem suwerennym, zależąc bez reszty od układu sił międzynarodowych, na który to układ nie ma żadnego wpływu – pisze w „Myśli Polskiej” Włodzimierz Kowalik.

Historia i polityka dzieje się niejako ponad naszymi głowami. Podobnie jak nie mieliśmy wpływu na to, że w roku 1944 staliśmy się Peerelem. Zrobiono to bez zgody większości narodu. Podobnie jak w przypadku Ukraińców, których zamierzeń w kwestii tego, czy chcą należeć do Zachodu, czy do Rosji, nie brano pod uwagę, kiedy doszło do amerykańsko-rosyjskiej rozgrywki geopolitycznej na ich ziemiach od roku 2014. Również o zakończeniu tej wojny nie zdecydują władze w Kijowie, lecz te w Moskwie i Waszyngtonie. Zdawszy sobie z tego sprawę, dojdziemy do wniosku, że o tym, czy będziemy członkiem Unii Europejskiej, zdecydowały siły spoza Polski i również one – a nie my – zadecydują, czy Polska ma nadal być w bloku, czy nie.

– Ogólnie sprawa jest prosta i kłania się tu główna zasada angielskiej polityki kolonialnej: nie dopuścić do rozwoju przemysłu w koloniach i uczynić je rynkiem zbytu dla swoich towarów. Gdyby Polska wykorzystała posiadane złoża, stałaby się może nie potęgą gospodarczą, ale mogłaby rozwinąć własny przemysł – a do tego właśnie nie chcą dopuścić kraje, takie jak Niemcy czy USA. I dopóki są mocarstwami, nic się nie zmieni. I żeby była jasność – zmiana hegemona na Chiny czy Rosję też nic nie da, bo hegemon ma zawsze taką samą politykę – przypomina profesor doktor habilitowany Damian Leszczyński, kierownik Zakładu Epistemologii i Filozofii Umysłu w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego.

 

Ewakuacja z bagna

To wszystko nie znaczy jednak, że mamy zgadzać się z tym stanem rzeczy: siedzieć cicho i pokornie, bezrefleksyjnie realizować wszystkie szkodzące nam polityki unijne oraz w podskokach wykonywać rozkazy płynące z Waszyngtonu – jak robią to kolejne rządy POPiS-u. Musimy przynajmniej próbować robić wszystko, by się jak najszybciej ewakuować z Unii Europejskiej, bo dalsze pozostawanie w orbicie decyzji eurokratów oznacza utratę wszystkiego: tożsamości, wolności, własności, tradycji i kultury na rzecz deprawacji, antycywilizacji i utrwalania biedy. Tymczasem zaciąganie eurokredytów i branie jeszcze większych kwot szkodliwych eurodotacji uzależnia nas na dekady. Jeśli Zachód chce brnąć w to bagno, to niech brnie, ale dlaczego nasi rządzący też nas w nie wciągają?

Niestety, politycy, którzy nas do tego bagna wprowadzili, nie myślą, jak nas z niego wyciągnąć, tylko jak nas w nim urządzić. Straszą, że gdy znajdziemy się poza Unią Europejską, to trafimy do czarnej dziury. A tak naprawdę poza UE funkcjonuje ponad 85 procent światowej gospodarki. To pozostając w Unii, jesteśmy w czarnej dziurze, bo musimy płacić coraz to bardziej absurdalne europodatki oraz marnować gigantyczne kwoty na Zielony Ład, który nie tylko nie jest nam potrzebny, ale wręcz nam szkodzi.

Skutkiem likwidacji górnictwa i energetyki węglowej będzie utrata posiadanego jeszcze bezpieczeństwa energetycznego i suwerenności energetycznej oraz konkurencyjności polskiej gospodarki, a tym samym również bezpieczeństwa militarnego. Z kolei wdrażanie pomysłów Zielonego Ładu w rolnictwie spowoduje utratę bezpieczeństwa i suwerenności żywnościowej.

To się już dzieje.

 

Tomasz Cukiernik – prawnik i publicysta, autor m.in. książek Dwadzieścia lat w Unii. Bilans członkostwa i najnowszej Sabotaż klimatyczny. Jak transformacja energetyczna rujnuje nasze życie.

 

 

Zarządzaj zgodami plików cookie

Informujemy, że niniejsza strona internetowa wykorzystuje pliki „cookies”. Szczegółowe informacje na temat gromadzonych plików „cookies” znajdują się w Polityce prywatności. Użytkownik poprzez kliknięcie przycisku „Akceptuję” wyraża zgodę na przetwarzanie plików „cookies”. Użytkownik może zmienić opcje przetwarzania plików „cookies” poprzez kliknięcie przycisku „Ustawienia”, a następnie wybór plików „cookies”, na które wyraża zgodę. W przypadku klieknięcia przez użytkownika przycisku "Odmawiam" przetwarzaniu będą podlegać jedynie konieczne pliki "cookies".