Bartłomiej Tumiłowicz: Kolonializm – więcej blasku niż cienia?

Na Wyspę Mozambik wjeżdża się trzyipółkilometrowym mostem. Gdy go budowano pięćdziesiąt sześć lat temu, był najdłuższy na całym kontynencie, a i teraz pozostaje jednym z rekordowych. Główna droga przez wyspę przysypana grubą warstwą piasku. Nawiało go kilka tygodni wcześniej podczas cyklonu, ale nie było komu sprzątnąć. Miasto wygląda na dotknięte jakimś kataklizmem: częściowo zawalone kamienice, pełno śmieci, w najstarszym kościele półkuli południowej mieszkają bezdomni. Przepiękny gmach neoklasycystycznego szpitala wygląda na całkowicie opuszczony. W środku zrujnowane pomieszczenia. W jednej z sal na podłodze leżą porozrzucane tabletki; w innej na starych pryczach leżą chorzy. Okazuje się, że w tej ruinie wciąż leczy się ludzi i jest to jedyny szpital w promieniu pięćdziesięciu kilometrów…

Obecnie panuje moda na całkowite i bezrefleksyjne potępianie kolonializmu. Krytykuje się książki w rodzaju: W pustyni i w puszczy Sienkiewicza; wierszyki w rodzaju Tuwimowskiego Murzynka Bambo oskarża się o rasizm; obala się lub dewastuje pomniki historycznych postaci kojarzonych z kolonializmem. W tej gorączkowej antykolonialnej modzie brakuje czasu na refleksję i postawienie sobie kilku pytań.

Jednym z często podnoszonych zarzutów jest handel niewolnikami. To bez wątpienia wielka tragedia i zbrodnia popełniona na milionach ludzi. Nie wolno jednak obarczać nią wyłącznie Europejczyków. Nieporównanie bardziej bezwzględnymi handlarzami byli Arabowie, ba, sami afrykańscy kacykowie często sprzedawali swoich poddanych, a ruch abolicjonistyczny rozwinął się w społeczeństwach europejskim i amerykańskim. Wielu ludzi Kościoła z narażeniem życia walczyło z muzułmańskimi handlarzami niewolników w afrykańskim interiorze. Starsi mieszkańcy Mozambiku przekazują rodzinne historie, jak ojciec rodziny, żyjąc w skrajnej biedzie, decydował się sprzedać swoje dzieci w niewolę, bo nie był w stanie ich wyżywić. Z naszej perspektywy to okrucieństwo, ale ów Afrykańczyk, dokonując takiego wyboru, starał się zapewnić swojemu potomstwu przeżycie.

 

Europejczycy przynieśli cywilizację

Przed przybyciem Portugalczyków północny Mozambik zamieszkiwali ludzie zajmujący się prawie wyłącznie rybołówstwem oraz zbieractwem i łowiectwem. Jedyną uprawianą rośliną w okolicy była moma – bulwiaste warzywo podobne do naszego selera. Różnorodne produkty, z których obecnie słynie ten region (orzeszki ziemne, maniok, banany, słodkie ziemniaki, kukurydza, fasola, sizal, bawełna, orzechy nerkowca), trafiły tu razem z kolonistami. Europejczykom należy również zawdzięczać nowoczesną medycynę, edukację, dbałość o warunki sanitarne, dostęp do maszyn i narzędzi. Po początkowych walkach i przejęciu kontroli nad podbitymi ziemiami, zadbali oni także o ich rozwój na wielu płaszczyznach. Alfabetyzacja, przyuczanie do zawodu, leczenie chorób, walka z epidemiami, nowoczesne położnictwo – to wieloletnie i kosztowne projekty, jakie „imperialiści” realizowali przez dziesięciolecia.

Bardzo aktywnie działał w tej materii Kościół. Obecnie niektórzy piewcy komunizmu wciąż próbują degradować Kościół do roli kolaborantów okupantów, ale większość ludzi jest świadoma ogromnej pracy socjalnej wykonanej przez misjonarzy kierujących się wartościami ewangelicznymi. Antyklerykałowie dwoją się i troją, żeby pokazać, jak Kościół rzekomo niszczył lokalne kultury i siłą zwalczał stare tradycje, propagując nowe wierzenia. Ciekawe jednak, że podręczniki do nauki lokalnych dialektów, dzieła poświęcone miejscowej kulturze i publikacje w afrykańskich językach są najczęściej autorstwa księży.

Oprócz prawd wiary katolickiej, którą ludzie wybierali w Mozambiku dobrowolnie, Kościół nauczał też elementarnego prawa naturalnego. Posłużmy się przykładem. W czasach przedchrześcijańskich niemowlę, dopóki było karmione piersią przez matkę, traktowano wciąż jako część ciała jego rodzicielki, nie jako osobny byt. Gdy matka zmarła w tym czasie, dziecko kładziono na jej zwłokach i czekano aż umrze z głodu. Następnie, zamiast pogrzebać je w grobie, wyrzucano do dołu z nieczystościami, jak obcięte włosy czy paznokcie. Dopiero Kościół zaczął nauczać, że ta praktyka jest barbarzyńska i osierocone dzieci zaczęto przynosić na misję, żeby tam znalazły opiekę.

 

Niepodległość sieje zniszczenie

W społeczeństwach kolonialnych nie brakowało przejawów rasizmu, dyskryminacji czy segregacji. Murzyn, który nie stanął na baczność podczas grania hymnu Portugalii, był bity kolczastą pałką po dłoni. Protesty brutalnie rozpędzano, lokalni mieszkańcy nie mieli prawa głosu i szans na wyższe stanowiska w administracji. Ale po uzyskaniu niepodległości przez Mozambik niewiele się zmieniło. Od początku rządzi jedna partia, protestujący są atakowani i mordowani przez policję, wybory są fikcją, w szpitalach i szkołach szerzy się korupcja. Uzyskanie bardziej intratnego stanowiska pracy w sektorze publicznym jest niemożliwe bez znajomości, a prowadzenie własnej działalności naraża na ciągłe prześladowania ze strony urzędników lub porwanie przez konkurencję. Jak to dosadnie skomentował mój znajomy z Zimbabwe:

– Wygląda na to, że rząd Mozambiku nienawidzi Mozambijczyków.

Kolonialiści eksploatowali naturalne zasoby ziem pozostających pod ich kontrolą. Wywozili miliony ton surowców: złota, kamieni szlachetnych, drewna, węgla i tym podobnych. Można mówić o gospodarce rabunkowej, ale jednocześnie trzeba zwrócić uwagę, że miejscowi nigdy nie posiadali własnej technologii pozwalającej wykorzystać te bogactwa, a „zamorscy” do wywozu tych dóbr budowali linie kolejowe, porty, drogi i lotniska. Ta infrastruktura przetrwała do dzisiejszych czasów, o ile niepodległe rządy jej nie zniszczyły.

W Mozambiku od czasów ogłoszenia niepodległości w roku 1975 nie wybudowano nawet metra nowej linii kolejowej, za to wiele bezsensownie zniszczono. Taki los spotkał na przykład tory prowadzące na wspomnianą we wstępie wyspę. Kończyły się one długim pomostem wysuniętym w głąb morza, żeby przeładowywać towary na statki. Został on wysadzony w powietrze już w niepodległym kraju, żeby zniszczyć relikt i symbol dominacji kolonialnej.

Zarżnięto także przemysł. W mojej najbliższej okolicy działało kilka kopalń i zakładów produkujących najbardziej podstawowe produkty, a także wielkie plantacje sizalu i bawełny oraz wielohektarowe, zmechanizowane gospodarstwa rolne. Przedsiębiorcy budowali dla swoich pracowników i ich rodzin domy, szkoły, szpitale, drogi i kościoły. Oczywiście właściciele byli w zdecydowanej większości Europejczykami, ale dziesiątki tysięcy Afrykańczyków tam pracowało i zarabiało na utrzymanie swoich rodzin. Obecnie w promieniu kilkudziesięciu kilometrów działa tylko jedna fabryka sizalu. W miejscu pozostałych zakładów straszą pordzewiałe ruiny. Potomkowie pracujących dla faszystowskich kolonów musieli wrócić do swoich poletek uprawianych za pomocą motyki. Biorąc pod uwagę, że populacja kraju od tamtego czasu zwiększyła się trzykrotnie, jest to prawdziwy dramat.

Przepełnione poczuciem krzywdy i rewanżyzmu władze Ludowej Republiki Mozambiku w swej zapalczywości zabroniły zagospodarowywania mienia pozostawionego przez Europejczyków, którzy uciekli przed widmem biedy i prześladowań. Dziesiątki tysięcy domów postkolonialnych niszczały, traktowane jako mienie państwowe, podczas gdy w najbliższym sąsiedztwie ludzie żyli w prowizorycznych lepiankach. Lekarze, nauczyciele, inżynierowie, specjaliści wyjechali z kraju, chociaż przed ogłoszeniem niepodległości Mozambik był pod pewnymi względami lepiej rozwinięty niż Portugalia. Jak nowoczesne, czyste i zadbane były mozambickie miasta w latach sześćdziesiątych, można zobaczyć na licznych nagraniach archiwalnych w internecie. Aleje, parki, budynki użyteczności publicznej od tamtej pory ulegały tylko degradacji, a poza stolicą prawie nic nowego nie powstało, oprócz ogromnych dzielnic biedy.

 

Afrykańczycy mądrzy po szkodzie

Wielu miejscowych zauważa, że kolonializm miał swoje nadużycia, ale niepodległość spowodowała prawdziwą katastrofę i w niektórych aspektach poziom życia jest gorszy niż kilkadziesiąt lat temu. Wyliczają zamknięte zakłady pracy, mówią o zaprojektowanych mostach, które w „wolnym” kraju nigdy nie powstały, wspominają, że w ośrodkach zdrowia prowadzonych przez misjonarzy byli traktowani z godnością i skutecznie leczeni.

Niektórzy roztropnie zauważają:

– Niepodległość to dobra rzecz, ale powinniśmy zrobić wszystko, żeby specjaliści zostali w kraju i przynajmniej przez kilka lat edukowali i przygotowywali nasze kadry. Właściciele przedsiębiorstw i farm też powinni tu zostać. Być może powinni zwiększyć płace lub bardziej szanować swoich pracowników, ale lepiej otrzymywać pensję, pracując u kogoś, niż samemu produkować marne płody rolne na własny użytek.

Po ogłoszeniu niepodległości okazało się, że kraj taki jak Mozambik nie może funkcjonować bez wsparcia i inwestycji z zewnątrz. Załamał się nawet rynek żywności. Mój dobry znajomy, który był nauczycielem w lokalnym technikum (założonym oczywiście przez misjonarzy) opowiada, że w latach dziewięćdziesiątych otrzymywał naprawdę godziwą pensję, ale i tak głodował, bo po prostu nie było nic do kupienia w najbliższej okolicy. Gdy wojna domowa ustała i rządzący komuniści uznali, że jednak trzeba otworzyć się na świat, do kraju przybyli nowi „kolonialiści”.

W pięćdziesięciotysięcznym mieście Monapo, w którym mieszkam, zdecydowana większość sklepów należy do cudzoziemców: Somalijczyków, Hindusów, Banglijczyków, Nigeryjczyków czy Pakistańczyków. Fabryki w największych miastach należą do Azjatów. Gdyby nie pomoc organizacji międzynarodowych i zagraniczne pożyczki, kraj popadłby w całkowity chaos. Drogi budują Chińczycy, Japonia pomaga w rozwoju portów, rząd Indii wygrał przetarg na dostawę maszyn i zalewa kraj mahindrami, najlepsze firmy budowlane należą do Portugalczyków.

„Zwycięstwo” nad kolonializmem było pozorne i przyniosło więcej strat niż korzyści. Po upływie kilku dekad okazało się, że cudzoziemcy są potrzebni, a Mozambijczyk mądry jest po szkodzie.

 

Bartłomiej Tumiłowicz – świecki misjonarz kombonianin posługujący w Mozambiku.

 

 

Zarządzaj zgodami plików cookie

Informujemy, że niniejsza strona internetowa wykorzystuje pliki „cookies”. Szczegółowe informacje na temat gromadzonych plików „cookies” znajdują się w Polityce prywatności. Użytkownik poprzez kliknięcie przycisku „Akceptuję” wyraża zgodę na przetwarzanie plików „cookies”. Użytkownik może zmienić opcje przetwarzania plików „cookies” poprzez kliknięcie przycisku „Ustawienia”, a następnie wybór plików „cookies”, na które wyraża zgodę. W przypadku klieknięcia przez użytkownika przycisku "Odmawiam" przetwarzaniu będą podlegać jedynie konieczne pliki "cookies".