Roman Motoła: „Drugi obieg” medycyny

Tak zwana pandemia COVID-19 przyniosła jeden dobry owoc – pomogła co bardziej spostrzegawczym rozpoznać lekarzy prawdziwie służących swojemu powołaniu. Teraz stoi przed nami zadanie obrony ich przed żarłocznym systemem.

Od półtora roku w internecie dostępne jest nagranie relacji ojca Stanisława Miciuka, opiekuna chorych na lubelskiej Poczekajce. Duchowny ów posługiwał w kilku krajach świata, w tym na terenie Ameryki Południowej. W nieoficjalnym wystąpieniu opowiada o znanym mu z doświadczenia preparacie przeciwko pasożytom, który okazał się niezwykle skuteczny w leczeniu kilku chorób i przypadłości, w tym raka – nie wyłączając przypadków uznanych przez lekarzy za „beznadziejne”.

Kapucyn wygłasza małą litanię konkretnych przykładów wyleczonych osób, w tym własnego brata i innej krewnej. Z całej wypowiedzi, oprócz tychże przypadków, zapada w pamięć jeszcze kilka zdań:

– Lekarze nie chcą przepisywać. Przykre to. A w Polsce leczą się tym lekiem – Vermox. Można dostać go bez recepty na Białorusi, Ukrainie, w Rosji, we Włoszech; w Holandii przy kasie można kupić pod nazwą Mebendazol. Ten sprowadzany do Polski jest z Włoch. Kiedy sprzedaliśmy nasz przemysł farmaceutyczny, została wycofana produkcja tego leku…

Pod filmem zamieszczonym na platformie YouTube (Ojciec Stanisław Miciuk: Zagłodzić raka!) widnieje informacja, że liczba wyświetleń zbliża się do pół miliona. Pośród zaś tysiąca trzystu komentarzy nie brakuje takich, których autorzy na własnych przykładach potwierdzają skuteczność kuracji.

W kraju, gdzie śmiało można mówić o pladze nowotworów, taka relacja powinna wzbudzić sensację, znaleźć się na czołówkach środków przekazu. Jednak dziennikarze wielkich mediów nie wyruszyli jej tropem, aby ogłosić Polakom odkrycie, które być może uratowałoby życie wielu z nich. Nie pokusili się nawet o jego zweryfikowanie, aby go obalić i triumfalnie ośmieszyć – ku chwale stosowanych na oddziałach onkologii „jedynie słusznych” protokołów leczenia, a także „oficjalnej” medycyny i przemysłu farmaceutycznego.

 

Żywność, która przywraca zdrowie

Zaledwie jeden przypadek wyleczenia raka dał początek rozwojowi w naszym kraju medycyny opartej na wskazaniach świętej Hildegardy z Bingen. Ksiądz profesor Marek Adaszek, ojciec duchowny seminarium we Wrocławiu chorował na nowotwór trzustki. Lekarze dawali mu zaledwie kilka miesięcy. Natrafił jednak na książkę opisującą sposób zdrowego życia poprzez utrzymywanie diety, w której głównym składnikiem jest prawdziwy orkisz z niezanieczyszczonych upraw, a istotną rolę odgrywają: rezygnacja z jedzenia pszenicy czy wieprzowiny, używanie odpowiednich potraw i przypraw, leczniczy post oczyszczający organizm.

Dzięki tym metodom ksiądz rektor przeżył jeszcze piętnaście lat. Umarł na niewydolność serca. Przykład jego wyjścia ze „śmiertelnego” nowotworu zainspirował powstanie w Polsce przychodni (w podwarszawskim Józefowie) oraz sklepów z żywnością (we Wrocławiu, Legnicy, Krakowie i wspomnianym Józefowie) opisywaną przez żyjącą w XIII wieku niemiecką zakonnicę, którą Ojciec Święty Benedykt XVI ogłosił doktorem Kościoła. Dzisiaj można już mówić o rozkwicie medycyny „hildegardowej”. Popularyzatorzy cennej wiedzy zdrowotnej organizują wykłady, sesje i kursy, publikują audycje internetowe i radiowe, urządzają turnusy zdrowotne, których celem jest oczyszczenie organizmu i przejście na niekonwencjonalną, skuteczną dietę.

 

Drugi obieg medycyny

Niesławnej pamięci „operacja pandemia”, oprócz olbrzymich strat w sferze zdrowia publicznego, życia społecznego czy gospodarki, przyniosła bolesną, lecz pożyteczną lekcję. W trakcie reżimu sanitarnego zaznaczył się wyraźny podział. Ogromna większość środowiska medycznego, często wbrew nabytej i praktykowanej przez lata wiedzy, bez szemrania podporządkowała się odgórnym, sztywnym zaleceniom rządów, oczywiście nie tylko w Polsce. Najtragiczniejszym tego skutkiem były powikłania i zgony dziesiątek tysięcy ludzi, którym odmawiano przyjęć, odwoływano operacje i terapie ratujące życie. Wszystko to spowodowało, że wielu potrzebujących zaczęło rozglądać się za takimi przedstawicielami służby zdrowia, którzy ponad absurdalne zalecenia władz publicznych i „sugestie” farmaceutycznych sponsorów postawili realne dobro chorych ludzi. Zamiast wiecznie „leczyć”, chcą wyleczyć.

Dzisiaj ich gabinety są oblegane przez pacjentów. Audycje internetowe i konferencje stacjonarne cieszą się wielkim powodzeniem. Ukazują się popularne magazyny prezentujące alternatywną wiedzę medyczną. Trzeba jednak sięgać po nią z dużą ostrożnością. Obok cennych artykułów bowiem pisma te zawierają niekiedy wskazania sugerujące sięganie po niebezpieczne metody ze sfer ezoteryki, jogi, Dalekiego Wschodu, gdzie tradycyjna medycyna silnie sprzęgnięta jest z fałszywą duchowością.

 

Medyczna „poprawność” i jej ofiary

Skutkiem ubocznym pandemii są też realne represje wobec tych, którzy – mówiąc potocznie – postawili się systemowi. Doświadczył tego już niejeden, na przykład doktor nauk medycznych Piotr Witczak – biolog medyczny i immunolog. Po naciskach ze strony pewnej pani profesor, należącej do grona dyżurnych autorytetów covidowych, a także po doniesieniach Rzecznika Praw Pacjenta, doczekał się on spraw sądowych, nalotu policji i zarekwirowania komputera. Naukowiec, który w swych publikacjach powołuje się na dziesiątki badań oraz własną, bogatą już praktykę, naraził się tak zwanemu głównemu nurtowi już w czasie „pandemii”, kwestionując poszczególne posunięcia zleceniodawców i funkcjonariuszy reżimu sanitarnego. Bezpośrednim powodem jego kłopotów z wymiarem sprawiedliwości stała się jednak stosowana przezeń z powodzeniem metoda usuwania z organizmu metali ciężkich odpowiedzialnych za przewlekłe choroby, wśród których jedną z głośniejszych jest autyzm.

Prezentacje i wywiady z udziałem doktora Witczaka niosą ogromny ładunek czegoś, co można określić jako medyczny odpowiednik politycznej niepoprawności. Ukazuje on znane nam z czasów COVID-19 poszczególne błędne ruchy władz publicznych. Opowiada o fatalnej roli toksyn, które importujemy do naszych organizmów wraz żywnością i innymi czynnikami środowiskowymi. Są pośród tych szkodliwych substancji również i takie, których używanie uchodzi (bądź jeszcze niedawno uchodziło) za standard, jak stomatologiczne amalgamaty z rtęcią.

 

Polska czeka na swojego „Trumpa”

Za oceanem prezydent Donald Trump rozpoczął energiczne porządki w rozpanoszonym królestwie Big Pharmy. Szefem departamentu zdrowia mianował Roberta F. Kennedy’ego Juniora – autora wydanej również w Polsce demaskatorskiej książki zatytułowanej Prawdziwy Anthony Fauci, ukazującej z detalami zbrodniczą wręcz działalność tego dyrygenta światowej orkiestry covidowej.

Wiatr zza oceanu nie dotarł jeszcze do Polski i Europy. Wprawdzie my również znajdujemy się na etapie covidowych rozliczeń, ale dosięgają one nie tych, których powinny. Przed branżowymi sądami stają lekarze wierni swojemu powołaniu – jak Zbigniew Martyka czy Dorota Sienkiewicz. Sposób prowadzenia ich procesów to istna tragifarsa. Jeśli nie staniemy w obronie prawdziwej, służącej pacjentom medycyny i jej promotorów oraz praktyków, z czasem przypadnie nam los paszy dla żarłocznego molocha.

 

Roman Motoła – dziennikarz PCh24.pl oraz Fundacji Wolność i Własność.

 

 

Zarządzaj zgodami plików cookie

Informujemy, że niniejsza strona internetowa wykorzystuje pliki „cookies”. Szczegółowe informacje na temat gromadzonych plików „cookies” znajdują się w Polityce prywatności. Użytkownik poprzez kliknięcie przycisku „Akceptuję” wyraża zgodę na przetwarzanie plików „cookies”. Użytkownik może zmienić opcje przetwarzania plików „cookies” poprzez kliknięcie przycisku „Ustawienia”, a następnie wybór plików „cookies”, na które wyraża zgodę. W przypadku klieknięcia przez użytkownika przycisku "Odmawiam" przetwarzaniu będą podlegać jedynie konieczne pliki "cookies".