Całkowita rezygnacja z brania unijnych dotacji odebrałaby Brukseli istotne narzędzie szantażu i wpływu na krajową politykę.
Za caratu w najdalszych zakątkach imperium budowano cerkwie. Nawet w miastach z niewielką liczbą prawosławnych (zwykle byli to carscy urzędnicy i wojskowi wysłani na prowincję przez Petersburg). Tak było w Łodzi, Sosnowcu, Kaliszu czy Sieradzu, gdzie przecież dominowali wyznawcy rzymskiego katolicyzmu. Oficjalnie cerkwie czy nawet sobory, jak w Kaliszu, budowano dla mieszkających tu wyznawców prawosławia. Jednak przyświecał temu jeszcze jeden bardzo istotny cel, mianowicie: propagandowy.
Skoro jest tu cerkiew, to znaczy, że rządzi tu car i że tu Rosjanie są u siebie. Tak mogli się czuć także ci, którzy przyjeżdżali pociągiem na stację kolejową w Sosnowcu, bo cerkiew wybudowano naprzeciwko. Podobnie głównym celem wzniesienia Pałacu Kultury i Nauki w centrum Warszawy było pokazanie Polakom, że tu rządzi Stalin, a Polska jest jedynie prowincją sowieckiego imperium. I dokładnie ten sam cel propagandowy mają wszechobecne tablice z unijnymi flagami na każdym rogu ulicy: macie się słuchać, bo tu rządzi imperium europejskie. W przeciwnym wypadku odbierzemy wam dotacje. I to już zaczyna się dziać.
Niestety dopiero po latach Polacy (i to nie wszyscy) zrozumieli, że nic nie ma za darmo. Dotacji unijnych nie rozdaje wujek zza Odry z dobroci serca. Chodzi o to, żeby kraje członkowskie uzależnić od finansowej kroplówki, aby móc wpływać na ich politykę i w razie czego łatwo dyscyplinować lokalnych kompradorów. Fundusze przedakcesyjne, która Polska dostawała jeszcze przed wejściem do Unii Europejskiej, w całości pochodziły z kieszeni podatników ówczesnych krajów członkowskich, czyli Europy Zachodniej. Już po wejściu do Unii zaczęliśmy płacić składkę członkowską, co oznacza, że około jedna trzecia pieniędzy, które otrzymywaliśmy w formie unijnych funduszy, pochodziła z naszych kieszeni.
Jeszcze większym przekrętem jest unijny tak zwany Fundusz Odbudowy, a także mechanizm ReArm Europe, w skład którego wchodzi instrument pożyczkowy SAFE o wartości do 150 miliardów euro. To nic innego jak kredyty, które Unia Europejska zaciąga na rynkach finansowych, a które z odsetkami będą musiały zostać spłacone przez kraje członkowskie. Równocześnie beneficjent musi spełniać niedookreślone kryteria tak zwanej praworządności i przestrzegać tak zwanych wartości unijnych. W ten sposób Bruksela przejmuje kompetencje i uzależnia kraje członkowskie ich własnymi kredytami! Cóż za majstersztyk! A skorumpowani politycy krajowi chętnie w to wchodzą i jeszcze opowiadają, jakie to dla nas korzystne!
Jak to działa?
Premier Mateusz Morawiecki podpisał zgodę na uczestniczenie Polski w pokowidowym tak zwanym Funduszu Odbudowy, żeby uzyskać na Krajowy Plan Odbudowy niecałe 60 miliardów euro, z czego około 60 procent to kredyty, a 40 procent to dotacje. Ówczesny rząd chwalił się kwotą rzędu 770 miliardów złotych (KPO plus zwykłe dotacje), jakie Polska ma otrzymać w kolejnej unijnej perspektywie finansowej. Na stronach Kancelarii Prezesa Rady Ministrów można było przeczytać: Dzięki sukcesowi negocjacyjnemu premiera Mateusza Morawieckiego w lipcu 2020 roku wywalczyliśmy największe w historii Unii Europejskiej środki dla naszego kraju – około 770 miliardów złotych.
Nastąpiło zdziwienie, kiedy okazało się, że przez długie miesiące Bruksela nie zamierza rządowi Zjednoczonej Prawicy wypłacić na KPO złamanego eurocenta, argumentując to urojonym brakiem praworządności i nakazując zmiany prawa w kilku kwestiach. Z pewnością skutecznie przyczyniło się to do nieuzyskania w roku 2023 przez rządzącą wtedy koalicję większości parlamentarnej w wyborach. No bo przecież w świadomości polskiego społeczeństwa dotacje unijne to dobro wcielone – o czym pouczają Polaków nie tylko unijne tablice, ale i tamten rząd przekonywał własną propagandą. Dopiero po wyborach wygranych przez faworytów eurokratów nagle, bez zmiany przepisów, okazało się, że praworządność została przywrócona – i nastąpiły pierwsze wypłaty.
Już wszak w roku 2017 Věra Jourová, unijna komisarz sprawiedliwości, otwarcie powiedziała, że przyznawanie unijnych funduszy spójności może być uzależnione od poszanowania rządów prawa, mając na myśli „niepraworządne” władze PiS w Polsce i Fideszu na Węgrzech.
Uchwały prorodzinne i imigracyjne
Dotacyjny szantaż Brukseli dotyczył także samorządowych uchwał prorodzinnych. Na przykład w roku 2019 powiat tarnowski przyjął uchwałę sprzeciwiającą się promowaniu ideologii gender oraz Samorządową Kartę Praw Rodziny. Podobnie było w kilku innych samorządach. Jednak w związku z groźbą wstrzymania wypłat unijnych funduszy rząd Zjednoczonej Prawicy zaczął naciskać na samorządowców, aby te uchwały wycofali. Tak też się stało. Pod naciskiem politycznym rządu szantażowanego przez eurokratów (przy udziale Rzecznika Praw Obywatelskich) samorządy (gmina Tuszów Narodowy, powiat świdnicki, gmina Zakrzówek, gmina w Potworowie) wycofały się ze swoich uchwał prorodzinnych.
– Zostaliśmy zmuszeni do wycofania uchwał, ponieważ pojawiła się nowa perspektywa unijna, a dyrektywy unijne mówią wyraźnie, że jeżeli takie treści są zawarte w jakichś uchwałach rad gmin, powiatów czy województwa, to niestety nas dyskwalifikują, jeżeli chodzi o pozyskiwanie środków finansowych, dlatego zmuszeni byliśmy je wycofać – powiedział starosta tarnowski Roman Łucarz na antenie Radia Dobra Nowina.
Najnowszy przykład unijnego szantażu dotyczy polityki imigracyjnej. W związku z polityką imigracyjną Unii Europejskiej realizowaną przez rząd Donalda Tuska kolejne samorządy zaczęły uchwalać przepisy, które uniemożliwiłyby budowę ośrodków dla imigrantów na ich terenie. Radni powiatu zawierciańskiego przyjęli uchwałę przeciwko utworzeniu takiego ośrodka, co spodobało się mieszkańcom i wielu internautom. Z kolei sesja rady miejskiej w Piotrkowie Trybunalskim dotycząca przyjęcia stanowiska, w którym radni sprzeciwiają się utworzeniu Centrum Integracji Cudzoziemców, zakończyła się awanturą. Prezydent miasta Juliusz Wiernicki ostrzegł radnych, że przyjęcie tej uchwały jest równoważne z wyłączeniem możliwości ubiegania się o fundusze z Unii Europejskiej, na czym Piotrków straciłby około 148 milionów złotych. Tymczasem władze samorządowe województwa łódzkiego z ramienia koalicji rządowej porozsyłały do samorządów pisma, z których wprost wynika, że zgodnie z postanowieniami umowy partnerstwa instytucje oraz beneficjenci realizujący projekty dofinansowywane z funduszy unijnych zobowiązani są do przestrzegania zasady równości szans i niedyskryminacji oraz zasady równości kobiet i mężczyzn, a nieprzestrzeganie tych zasad jest równoważne z wyłączeniem możliwości ubiegania się o wsparcie ze środków Unii Europejskiej.
– Podejmując tę uchwałę możemy się narazić na to, że gmina zostanie pozbawiona możliwości ubiegania się o środki unijne – w ten sposób Maciej Kaczyński, burmistrz gminy Łazy (województwo śląskie), ostrzegał radnych, którzy zamierzali przyjąć uchwałę dotyczącą zakazu budowy ośrodka dla imigrantów na terenie gminy.
Łapówka za uległość
Czy więc bezpieczeństwo, zdrowie i życie Polaków jest dla kolejnych polskich rządów oraz samorządowców z Tarnowa, Piotrkowa Trybunalskiego i Łaz mniej ważne niż unijne srebrniki? Tak Bruksela rozgrywa polskie władze. Po to właśnie są dotacje unijne, żeby jeden z drugim samorządowiec bredził, że należy wszystko zrobić, byle tylko nie stracić dotacji.
Srebrniki dobrem najwyższym – ważniejszym niż bezpieczeństwo i suwerenność. Wstyd, panowie samorządowcy!
Nie mówiąc o tym, że ochrona młodzieży przed deprawacją jest bezcenna, a przyszły koszt związany z nielegalną imigracją, w tym wzrost przestępczości, może się okazać nieporównanie wyższy niż wszystkie dotacje razem wzięte. Do czego jeszcze zmuszą nas eurokraci pod szantażem odebrania dotacji?
– Te fundusze to nie jest żaden prezent wynikający z głębokiej troski o stan rozwoju niektórych krajów, tylko jest to łapówka za uległość polityków tego kraju – mówił podczas konferencji prasowej poseł Dobromir Sośnierz. – Kiedy Unia Europejska nie jest zadowolona ze stopnia uległości danego kraju, grozi odbieraniem tych pieniędzy. (…) Stała ekspansja kompetencyjna ze strony Brukseli odbywa się właśnie za pośrednictwem szantażu odbierania pieniędzy, które wcześniej obiecała i którymi politycy już zdążyli się w swoich krajach pochwalić. Jest to oczywisty dowód na instrumentalne traktowanie Unii Europejskiej przez Niemcy i Francję, kraje które tym projektem zarządzają, które traktują protekcjonalnie kraje nowej Unii.
Tomasz Cukiernik – prawnik i publicysta, autor książek: Sabotaż klimatyczny, Dwadzieścia lat w Unii, Wolnorynkowa koncepcja państwa, Michalkiewicz. Biografia.